Wdzięczny kwiatuszek bardzo i co ważne…. widzę, że się fajnie rozrasta i do tego wysiewa, ale na razie nie za dużo… ale uroczy, taki malusieńki i bielusieńki…
Cebulica dwulistna
Piękny, miniaturowy, wiosenny kwiat. Trudny do uprawy, przynajmniej dla mnie, bo jakoś nie mogę ich zlokalizować wczesną wiosną i często … wyrywam przez przypadek… Roślinka cebulowa, kwitnie jako jedna z pierwszych wiosną, niska /ok. 10 cm/.
Man na działce 2 kolory – jasno niebieskie i ciemno niebieskie.
jasno niebieska
ciemno niebieska /w realu bardzo ciemny niebieski jak… ultramaryna?/
Kosaciec żyłkowany /Iris reticulata
Byłam dziś na działce… jakież było moje zaskoczenie, kiedy odkryłam, że jakieś cebulki posadzone jesienią pięknie zakwitły… cudo!!! wyglądają jak sztuczne, jakby je ktoś przez przypadek przyniósł i posadził na rabacie takiej pustej jeszcze, szarej, a tu proszę… nie mogłam się wprost napatrzeć…. podziwiajcie proszę, bo naprawdę warto.
Krokusy
Przylaszczka
Kwiecień, plecień…
Różnie plecie kwiecień… czasem jest zimny, śnieżny nawet, a czasem ciepły, gorący wręcz… A jaki był wówczas?
Był upał, nieznośny wręcz, wokół bujna zieleń, kwieciście, kolorowo… W takiej to atmosferze i scenerii oczekiwaliśmy na przybycie nowego członka naszej 3-osobowej dotąd rodziny. Ale jakoś nie śpieszno mu było…
To będzie chłopak, uparciuch jeden, nie śpieszno mu na ten świat – zawyrokował znajomy lekarz. A ja, no cóż… nauczona doświadczeniem, nie nastawiałam się specjalnie na chłopca czy dziewczynkę, byłam już mamą z pewnym stażem i wiedziałam, że nie płeć dziecka jest ważna. Stąd też kiedy dziecię się już narodziło, a było to 11 kwietnia, wtorek, godzina 13.30, nie pytałam co się urodziło, ale … czy wszystko w porządku z dzieckiem, jest zdrowe?
Masz pięknego, zdrowego chłopaka, wiedziałem, że taki uparciuch może być tylko chłopakiem – oznajmił lekarz.
Za to ojciec nie posiadał się z radości… mam syna! wrzeszczał podobno, gdy na horyzoncie ujrzał moją koleżankę. No i ja, kiedy ochłonęłam, też się cieszyłam, nie zaprzeczę…
I mimo, że upłynęło już trochę lat od tego wydarzenia, pamiętam ten dzień bardzo dokładnie, godzina po godzinie, minuta po minucie…
I tak jak byłam wówczas szczęśliwa i dumna z narodzin Syna, tak i dziś jestem dumna z Niego i życzę sobie przede wszystkim, aby powodem tej mojej dumy ciągle pozostawał. A Jemu, no cóż, życzę aby po prostu był zdrowy jak rydz i szczęśliwy jak tylko można najbardziej.
Kocham Cię Synku!
Wszystkiego najlepszego, radości, szczęścia moc,
słoneczka wesołego, snów pięknych co noc.
Śpiewając idź przez życie, rozkwitaj jak ten kwiat
przy dobrym apetycie i zdrowiu sto lat.
Pieniądze szczęścia nie dają być może
lecz kufereczek stóweczek daj Boże.
Wakacji w Złotym Brzegu, podróży morskich też.
Wszystkiego najlepszego, wszystkiego czego chcesz.
Pulpety w sosie marchewkowo-ogórkowym
Wyszperałam przepis, stąd od razu go wpisuję, aby znowu gdzieś się „nie zapodział”.
A danie robiłam jakiś czas temu kilkakrotnie i bardzo mi smakowało.
Składniki
0,5 kg mięsa wieprzowego
1 cebula
1 jajko
sól, pieprz
1 kg świeżych ogórków
3 marchewki
3 łyżki śmietany
mąka
natka pietruszki lub koperek
Zielone ogórki obrać i pokroić w kostkę, jeśli są duże ziarenka
to usunąć. Marchewki obrać i pokroić w kostkę. Można też pokroić oba składniki w plasterki.
Mięso zmielić razem z cebulą, dodać jajko, pieprz, sól, wyrobić masę i uformować pulpety wielkości orzecha włoskiego. Obsmażyć na rozgrzanym oleju na rumiano, a
następnie przełożyć do miski. Na tym samym oleju podsmażyć ogórki i
marchewkę. Gdy warzywa już będą lekko rumiane, podlać je bulionem (np. z kostki), tyle, żeby były przykryte. Teraz dołożyć pulpety i dusić jeszcze chwilę, do miękkości marchewki, następnie zagęścić mąką rozmieszaną ze śmietana.
Dodac koperek lub natkę.
Inna wersja: zamiast marchewki- pieczarki pokrojone w plasterki i na sam koniec pomidory
przepis znaleziony w necie – autorem był marinik
Pulpety w sosie marchewkowo-porowym
Robiłam dziś sznycle i pomyślałam, że z części mięsa, dla odmiany, zrobię pulpety. Przypomniał mi się przepis,wg którego kiedyś zrobiłam je w sosie chyba marchewkowo-ogórkowym /muszę go odnaleźć w zapiskach/, a ponieważ po świętach pozostał mi niewykorzystany por i „zalegał” w lodówce, postanowiłam go użyć zamiast ogórka.
Wyszło całkiem smaczne danie i … takie inne.
Składniki
0,5 kg mięsa /u mnie łopatka/
2 kromki pieczywa tostowego /ew. 3 łyżki kaszy manny lub bułki tartej/
1 cebula
1 ząbek czosnku
1 jajko
sól i pieprz
zielona cebulka /szczypiorek/
mąka do obtoczenia pulpetów
1 kostka rosołowa
1 większa marchew starta na dużych oczkach
1 mały lub 1/2 dużego pora
2 łyżki masła
odrobina vegety
3 łyżki śmietany
natka pietruszki
dla zaostrzenia smaku sosu można dodać chrzanu ze słoika
Wykonanie
Mięso zmielić razem z cebulą, czosnkiem i namoczonym pieczywem tostowym /można dać zwykłą bułkę/, dodać jajko oraz sól i pieprz i szczypiorek. Wyrobić masę, formować kulki wielkości dużego orzecha włoskiego, obtoczyć w mące.
Zagotować wodę z kostką rosołową, na gotującą wrzucać pulpety, gotować ok. 20 min. po czym dodać marchew, gotować jeszcze ok. 10 min.
W międzyczasie pokroić pora na półplasterki i podsmażyć na maśle, dodać szczyptę vegety, a na koniec śmietanę – podsmażyć razem, podlać odrobiną gorącej wody i chwilę dusić. Na koniec można zmiksować /jeśli chcemy sos gładki/. Ugotowane pulpety wyjąć na chwilę, do wody w której się gotowały dać podsmażonego pora, wymieszać, zagotować razem ok. 5 min. doprawić do smaku solą, pieprzem, włożyć pulpety i już tylko krótko zagotować. Dodać natkę.
Nalewka na listkach czarnej porzeczki
Wprawdzie wiosna się ociąga z przyjściem nadal, ale kalendarza nic nie zmieni i niedługo zawita maj, a wraz z nim nadejdzie pora rozpoczęcia przetwórstwa wszelakiego, w tym również zrobienia nalewki z majowych liści czarnej porzeczki. Kiedy po raz pierwszy zrobiłam tą nalewkę i spróbowałam, jakoś nie bardzo mi posmakowała. Odstawiłam ją więc głęboko i zapomniałam o niej. Została „odkopana” dopiero gdzieś po roku i … rarytasik wprost.
Składniki
3/4 l czystej wódki,
skórka z polowy cytryny,
30 liści majowych czarnej porzeczki
Świeże listki i skórkę zalać wódeczką i potrząsać codziennie. Gotowe po 3 tygodniach.
autorem przepisu jest marinik
Syrop z mleczu
Dawno, dawno temu, jakoś zaatakował mnie paskudny wirus i nie chciał mnie opuścić nijak. Kaszląca chodziłam więc do pracy, bo jakże matka trójki dzieci może jeszcze sama chorować i siedzieć na zwolnieniu lekarskim? Nie, to nie wchodziło w rachubę… Siedziałam więc za tym swoim biurkiem i co jakiś czas zakłócałam biurową ciszę atakiem przeraźliwego kaszlu…Trwało to kilka dni, aż pewnego poranka koleżanka siedząca obok, która już zapewne miała mnie dość z tym kaszlem, postawiła przede mną słoiczek jakiejś mikstur i tonem nie znoszącym sprzeciwu rzekła – to syrop z mleczu, robię go co roku dla moich dzieci, im pomaga na wszelkie infekcje górnych dróg oddechowych, mam nadzieję, że i tobie nie zaszkodzi. Odkręciłam wieczko, podejrzliwie obejrzałam, obwąchałam i na koniec spróbowałam… ooooo, pyszne!
Zaczęłam zanurzać w słoiczku łyżeczkę, oblizywać, a w miarę konsumpcji co raz bardziej się rozsmakowywałam w tym … specyfiku. Nie minęło kilka godzin, a słoik był pusty. Chyba oszalałaś – zawyrokowała ona, to miałaś zażywać jak syrop, przez kilka dni, a nie zjeść na jedno posiedzenie… nie wiem czy w taki sposób spożyte odniesie pozytywny skutek. Hm, pomyślałam, faktycznie, pożarłam to w niemądry sposób, aż jest mi niedobrze…. Ale jednocześnie odkryłam, że już jakby przestałam kaszlać? Tak, przestałam…
Wzięłam więc od niej przepis i już każdego roku robię ten miodek, a jeśli uda mi się zgromadzić większy zapas, używam go jak zwykłego miodu…. do wszystkiego, nawet do pieczenia!
Składniki
420 szt kwiatków mleczu
3 cytryny
1 l wody
1,5 kg cukru
Wykonanie
Kwiaty mleczu zerwać w słoneczny, majowy dzień, w miejscu oddalonym od ruchliwych dróg. Rozłożyć na białym papierze, co spowoduje, że wszystkie żyjątka, które upodobały sobie kwiatuszki na miejsce zamieszkania, skwapliwie je opuszczą.
Wycisnąć sok z cytryn, zalać nim kwiaty mleczu, dodać wodę i zagotować – gotować 10 min. od momentu zawrzenia. Odstawić na 24 godz. Po tym czasie zlać płyn /odcisnąć/, dodać cukier i gotować 1,5 godz. na bardzo małym ogniu. Gorący syrop wlać do gorących słoiczków /butelek/, zakręcić,odwrócić i pozostawić do całkowitego ostudzenia..
Z tej porcji wychodzi ok. 9 małych słoiczków /np. po majonezie/ lub 4 butelki po soczkach 0,33 l.
Syrop dobry na kaszel, szczególnie dla dzieci, bo jest bardzo dobry smakowo.
a tak wygląda kwiat mniszka /mleczu/
a tu można poczytać o innych pozytywnych działaniach mniszka lekarskiego
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/syrop-z-mniszka-lekarskiego-nie-tylko-na-kaszel-jakie-wlasciwosci_41450.html
Ostatnio znalazłam w necie też taką informację /tutaj/:
Według profesora A. Ożarowskiego taki syrop możemy popijać rozcieńczony z wodą (2-3 łyżki syropu na szklankę), 3 razy dziennie przy przewlekłym nieżycie gardła, i oskrzeli, przy uporczywym kaszlu, obrzęku gardła. Syrop łagodzi kaszel i podrażnienia gardła i nawilża je, co już samo w sobie przynosi ulgę. Przy okazji zaś zwiększa odporność czy raczej zmniejsza podatność na infekcje. Ponadto mniszek lekarski działa oczyszczająco na nerki i wątrobę, oczyszcza także skórę i ułatwia trawienie – część tych właściwości z pewnością zawiera się w kwiatach, a z nich przechodzi do syropu.