8 Urodziny Almanki

To już 8 lat! dacie wiarę??? sama nie mogę uwierzyć… przecież to miało być na chwilę, taki gest, że skoro mój „guru” internetowy założył już tego bloga,  to dobrze, wpiszę może kilka przepisów i zaraz mi się znudzi. On sam też zapewne nie przypuszczał w najśmielszych nawet snach, że to tak się skończy. A jednak…

Teraz to pisanie to już mnie tak wciągnęło, że nie ma rady. Dawniej zaglądałam, czy może ktoś odwiedził mnie tutaj, a może coś napisał, bardzo przeżywałam, że nikt nic nie komentuje, rozważałam nawet zamknięcie bloga, ale….
Ale przetrwałam, w dużej mierze dzięki mojemu patronowi Tomaszowi, który w taki lub inny sposób mobilizował mnie do kontynuacji. Dzięki wielkie, ten blog to nasza wspólna sprawa /nie napiszę przecież nasze wspólne dzieło, bo to by brzmiało …niezasłużenie/.

Mijający rok to dla mnie ciężki czas, bardzo trudny, pełen niedobrych emocji, wielkich przeżyć i czasem wydawało mi się, że już tego nie jestem w stanie przetrzymać, przeżyć… A jednak nie…dałam radę.. .i w dużej części to dzięki „Almance” właśnie… bo to miejsce było czasem dla mnie jak… kozetka u terapeuty… to niekiedy był mój malutki świat, moje królestwo, moje… wszystko.
Tu uciekając, pisząc recepturki, wstawiając fotki,  zamykałam się jakby w szklanej kuli, której ściany nie wpuszczały do środka złych wiadomości, złych odczuć, niechcianych myśli… Tu był świat, jaki sama sobie tworzyłam, jakiego oczekiwałam, jaki dawał mi choć chwilowe wytchnienie i zapomnienie.

Ale wszytko dobre co się dobrze kończy. Więc świętujmy razem te 8 urodziny. Zapraszam wszystkich na odrobinę słodkości… i dziękuję za odwiedziny, za każdy komentarz, za wszystko…
Szczególne podziękowania kieruję do Tomasza – to dzięki Twojemu pomysłowi i wsparciu ta zabawa trwa już 8 lat!

A teraz zapraszam na Malinową Pavlovą…że maliny w grudniu? a czemu nie?

7 Urodziny Almanki

Almanka skończyła właśnie 7 lat. Zanim uda się do szkoły wydaje przyjęcie. Zaprasza wszystkich bywalców bloga, Wszystkim za wszystko dziękuje i torcikiem serowym częstuje.

Szczególne podziękowania kieruję do Tomasza, inicjatora, inspiratora i twórcy strony, nadzorcy procesu technologicznego i takie… „pogotowie” techniczne w razie potrzeby.
Synku, dziękuję serdecznie, nawet nie wiesz, ile to wszystko dla mnie teraz znaczy.
Ten blog to najlepszy psychoterapeuta.

Dziękuję.

„Podstawową zasadą wytwornej kuchni jest prostota” – Johhan George Hesekiel 1872

 

Przepis na torcik serowy tu – Sernik limonkowy a’la tort serowy

 

5 urodziny Almanki

Co? to już 5 lat minęło?
Tomaszu, sprawco i architekcie pomysłu, potwierdzasz to?
Sam w to nie wierzyłeś wówczas, że to będzie trwać tak długo i rozrośnie się do takich rozmiarów? no przyznaj się!
5 lat to sporo czasu… gdyby nie „dobra zmiana” Almanka poszłaby już do „zerówki”….

Wszystkim dziękuję – sprawcom powstania i trwania bloga, odwiedzającym, komentującym, czytającym, milczącym, korzystającym z przepisów… DZIĘKUJĘ!
A sobie życzę /mogę chyba sobie też złożyć życzenia?/… więc sobie życzę, żeby jak najdłużej mi się chciało, a zdrowie i oczy pozwalały tu pisać.

A teraz zapraszam na poczęstunek… wszystkich bez wyjątku… i nie ma dziś liczenia kalorii !!!

Tort bezowy z kremem kawowym  – cały dla Was. 

4 urodziny Almanki

Doprawdy już 4 ???  No nie da się ukryć…
Z jednej strony radość, że trwam nadal w tej swojej pasji, co daje mi wielką frajdę i dużo zadowolenia, z drugiej żal… żal, że to nie ja mam tylko tyle lat, no może jeszcze mogłyby 4 towarzyszyć 0…

Wszystkim dziękuję!
Tomaszowi, który jest głównym sprawcą powstania bloga i jego trwania, wszystkim odwiedzającym mnie tutaj, tym komentującym /czasem/, ale też tym skrytym wielbicielom.
Bez Was nie byłoby bloga i to dla Was chce mi się go prowadzić, choć i dla siebie i własnej satysfakcji trochę też.

Zapraszam zatem – bywajcie, korzystajcie i komentujcie.
A dziś świętujmy wspólnie, zapraszam na pyszną Pavlovą, częstujcie się, proszę…

pavlova-zielone-wzgorza-2u

Zmiana kodu

24 sierpnia… spada kolejna kartka z kalendarza…niby dzień jak każdy inny, a jednak…dzień pełen wspomnień, podsumowań, refleksji, poczucie upływającego czasu oraz coraz krótszej drogi do przebycia.
Jak długiej? wielka niewiadoma i tajemnica…i niech tak zostanie.

A wszystko zaczęło się 70 lat temu, kiedy to w sierpniową sobotę przyszła na świat mała dziewczynka. Była dzieckiem oczekiwanym, wszak jej starsza siostrzyczka miała już 13 latek… oczekiwanym dzieckiem, ale co do płci… to już bardzo wątpliwe… przecież w domu była już jedna córka, a wiadomo, że każdy mężczyzna „tęskni” za synem. Należy więc podejrzewać, że tym razem było podobnie.
Ale trudno, córka to też dziecko.
Jak się potem okazało, owa córka stała się ulubionym dzieckiem tatusia, oczkiem w głowie, pupilką wprost. Na marginesie należy dodać, że oczekiwany syn też w niedalekiej przyszłości pojawił się na świecie.

Z opowiadania wiadomo, że narodzinom tejże dziewczynki towarzyszyła szalejąca na dworze burza, a błyskawice i pioruny zwiastowały raczej koniec świata, niż pojawienie się na świecie nowego życia.
Ale jak to zwykle bywa, po nocy przychodzi dzień, a po burzy pojawia się słońce.
Jakież to zastanawiające – czyżby to był zwiastun, znak jak będzie wyglądać jej całe, dalsze życie?

Rosła sobie dziewczynka, otoczona ciepełkiem domowym i miłością bliskich, mając za kompana brata młodszego oraz rówieśników z sąsiedztwa /tak się złożyło, że u sąsiadów byli sami chłopcy/. Nic więc dziwnego, że wszelkie psoty, wybryki i tym podobne „zabawy” były iście chłopięce. Trwało to cały okres przedszkolny.

Kiedy jednak dziewczynka poszła do szkoły zmieniła się nie do poznania. Z dziewczyny łażącej po drzewach, grającej w jakieś chłopięce gry, przeistoczyła się – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – w skromną, cichutką uczennicę, w granatowym fartuszku z białym kołnierzykiem. Tu należy dodać, że dziewczynka owa bardzo niechętnie udała się na pierwsze lekcje, może bała się szkoły i dlatego zaszła w niej taka zmiana? może to strach powodował, że stała się taka cichutka, grzeczniutka? Tak czy siak, szkołę w końcu pokochała, lubiła czytać, uczyć się i zawsze miała ambicje, żeby być najlepszą w klasie.
Ot, cuda czasem się zdarzają, a tu było prawie jak w bajce o brzydkim kaczątku.

Lata mijały, dziewczynka doroślała, była szkoła średnia, potem studia, potem pierwsza praca. Było wiele radości z każdego nawet małego sukcesu, ale było też wiele dni smutnych, a nawet wręcz tragicznych. Bo czy może być coś gorszego dla młodej dziewczyny, wkraczającej dopiero w dorosłe życie, niż utrata Matki?
Nie, nie może… I w takich momentach odzywają się te złowieszcze grzmoty i pioruny, które towarzyszyły jej narodzinom.
Ale w życiu jak to w życiu, wiele było chwil radosnych, ale też nierzadko  przeplatanych burzami. Taki kwiecień-plecień.

W końcu dziewczynka owa dorosła już na tyle, że sama założyła rodzinę. Ileż radości dawało witanie na tym świecie nowych potomków… córka, syn i jeszcze jeden syn. Ileż to było uciechy z pierwszych ząbków, pierwszych kroczków, pierwszych słów, a  wszystko razy trzy… ale nieprzespanych nocy, chorób wieku dziecięcego itp. też potrójnie.

Ale co tam, z perspektywy czasu to wszystko nie jest ważne, ważne są ONE /czyli dzieci/. Ileż radości daje samo tylko patrzenie jak rosną, dorośleją, zakładają swoje „gniazda”.
A z gniazdek tych wyfruwają następne pociechy… ileż jest radości z narodzin wnucząt /chyba nawet więcej, niż z narodzin dzieci, bo ma się już czas na tą radość/. Jakże miło jest patrzeć jak wnuczki rosną, jak są piękne i mądre.

I to jest powód, dla którego tamta dziewczynka, która już bardzo, bardzo dorosła widzi, że warto było, że wprawdzie były w życiu grzmoty i pioruny, ale też świeciło słońce, a jego odbiciem świecą teraz jej dzieci, jej wnuczki.
I jakże prawdziwa jest myśl, wyczytana gdzieś kiedyś i zapisana:

Sztuka życia polega na tym, by cieszyć się małym, a wytrzymywać najgorsze.

No więc cieszmy się życiem, dopóki trwa. Co tam kolejna kartka z kalendarza, co tam przejście do następnego przedziału wiekowego, to jedynie zmiana kodu na 7 z przodu.

nowo narodzona 70-latka… /z szacunkiem zatem proszę!/
zzzbukiet 70a

Zanućmy więc:

„Życie , życie jest nowelą,
której nigdy nie masz dosyć
Wczoraj biały, biały welon
Jutro białe, białe włosy

Życie , życie jest nowelą
Raz przyjazną a raz wrogą
Czasem chcesz się pożalić,
ale nie masz do kogo”  

 

 

 

3 urodziny Amlanka.pl – garść statystyk – czy ktoś tu zagląda?

Almance Sto lat oczywiście! Tort pyszny 🙂

Almanka zastanawia się w urodzinowym wpisie czy ktoś tu zagląda, a więc admin podrzuci tu trochę informacji:

  • średnia dzienna liczba istotnych odwiedzających to 333 różne osoby (istotni, to tacy, którzy nie wpadli tu przez przypadek)
  • średnia miesięczna to już 7 763 osoby
  • 356 osób przybywa tu bardzo regularnie, wygląda, że czytają wszystkie pojawiające się wpisy. Bardzo dziękuję w imieniu Almanki!
  • 83,5% odwiedzających to kobiety, a reszta to panowie
  • ponad 36% to osoby pomiędzy 25 a 34 rokiem życia, następni są 55-64 oraz 35-44, a później 18-24. Najmniej licznymi są 65+ bo stanowią tylko 5%
  • Jakie macie zainteresowania? Oczywiście jest to gotowanie, ale i są miłośnicy kina, sportów itd. Ciekawą grupą są miłośnicy portali randkowych (ale w sumie jak zrobić coś pysznego na kolację lub śniadanie, to najlepiej wziąć przepis z Almanki 😉
  • Gdzie mieszkacie? No oczywiście głównie w Polsce, ale są i czytacze z Niemiec, Wielkiej Brytanii, USA, Rosji, Holandii, Irlandii, Norwegii i Francji. Jeżeli nie ma Twojego kraju na liście, to napisz koniecznie w komentarzu! Oczywiście wszystkich gorąco pozdrawiamy!

Tak więc widać, że jest tu sporo czytających, ale nieśmiałych osób ;).

Pozdrawiamy i zapraszamy do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami!

3 urodziny Almanki

gify cyfry  Trzy lata minęły, jak jeden dzień…

Tak… mój blog powstał trzy lata temu, dokładnie w grudniu 2012 r., a pierwszy na nim wpis pojawił się dokładnie 15 grudnia 2012r.
Przez te trzy lata tych wpisów nagromadziło się już 1339. Całkiem sporo… to przecież średnio ponad 400 wpisów rocznie…

Bardzo małą aktywność obserwuję jednak wśród osób odwiedzających mnie tutaj…
to mnie trochę smuci… zastanawiam się czasem, czy ktoś tu w ogóle bywa?
czasem myślę nawet, czy powinnam dalej go prowadzić, czy to ma sens, czy jest na niego zapotrzebowanie innych, czy oprócz tego, że daje mi wiele satysfakcji, komuś jeszcze się przydaje? przyda w przyszłości?
Takich znaków zapytania pojawia się w mojej głowie coraz więcej.

Ale dziś te myśli odsuwam na bok, przyjdzie czas na przemyślenia. Dziś wszak jest okazja do świętowania, a nie do biadolenia.  A skoro święto, prawie mały jubileusz, to należy się cieszyć i świętować.

Przy takich okazjach przychodzi zawsze czas na życzenia i podziękowania.
W pierwszej kolejności wielkie DZIĘKUJĘ kieruję do mojego SYNA – pomysłodawcy, założyciela, mentora, Anioła Stróża od strony technicznej /tak się powie Synu?/.
W następnej kolejności dziękuję JAGUSI – częstym gościu na moim blogu i pozostawiającym najwięcej „śladów” po swej tutaj bytności /czytaj wpisów/.
Na koniec dziękuję wszystkim, którzy znajdują czas, aby tu czasem wpaść, popatrzeć, poczytać, coś napisać, ale bywalcom „cichym”, anonimowym również dziękuję.
Świadomość, że tu bywacie, nawet jeśli są to wizyty „milczące”, ładuje moje „baterie”.
A sobie… no cóż… życzę odzyskania wiary w sens tego co robię, jeszcze więcej pomysłów i jeszcze większego zadowolenia z efektów.

A teraz świętujmy! Proszę się częstować tortem przygotowanym z tej okazji! Zapraszam!

tort bezowy 3 ur. (2)

Almanka.

 

 

 

Kartka z kalendarza dojrzałej? babci

Dzień zapowiadał się jako zwyczajny-niezwyczajny…
Babcia była jakaś nieswoja, podenerwowana nieco, z lekka przyczajona… Biedny dziadek, obrywało mu się za wszystkich, za wszystko i za nic…
Zaplanowała sobie trochę robót, żeby mieć zajęcie, ale jakoś nic nie wychodziło…
Wreszcie oczekiwana wiadomość sms-owa … ale żadnych wiążących informacji… brak na razie jakichkolwiek decyzji…
Babcia stara się uzbroić w cierpliwość… czeka… nie wydzwania, żeby nie zakłócać spokoju innym…
Czas mija leniwie, cisza w eterze, co powoduje, że zdenerwowanie zostaje uśpione trochę… myśli krążą sobie w różne strony, oddalają się i wracają…
Aż tu nagle i niespodziewanie, bez jakichkolwiek wcześniejszych sygnałów przychodzi sms…

NATALIA   waga… wzrost… itd.

Babcia czuje się jak porażona, rzuca wyrwaną część treści sms-a w stronę dziadka, mruczy coś pod nosem… Boże, jak to tak, że nikt, nic… że jej…że już…
Lekka pretensja miesza się jednak z dużą radością i po chwili… tak, tak, radość zwycięża…
Napięcie zaczyna powoli spływać w dół, łzy szczęścia lecą jak grochy… kap, kap, płyną łzy…
pisze sms-sa, nie widzi co pisze, ale musi to zrobić już, natychmiast…
A potem, gdy już trochę ochłonie, ogłasza wesołą nowinę najbliższym…
I ogląda nadesłane zdjęcia…
I zaczyna obmyślać w głowie słowa powitania… teraz nie zrozumie, ale może za kilka lat przeczyta, może…

Kochane Maleństwo! Witamy Cię wśród nas!
Niech Ci życie będzie słodyczą,
dom – miłością, ludzie – przyjaciółmi,
natura – matką, wiedza – siostrą.
Niech każda łza w Twoim życiu będzie łzą szczęścia,
a uśmiech Twój zjednywał wszystkie serca wokół.

A do życzeń piosenka Krzysztofa Klenczona „Natalie, piękniejszy świat”, którą kiedyś dedykował swej drugiej córce, Natalie właśnie.*)
Babcia śpiewać nie potrafi /”dębowe ucho”/, ale refren zadedykuje…
A refren tej piosenki, jak życzenia, jak zapewnienie o naszej miłości, bliskości…

O, Natalie
Masz przed sobą świat piękniejszy, lepsze dni
O, Natalie
To twój czas i twoje miejsce, Natalie
O, Natalie
Jeszcze się nauczysz żyć, Natalie
O, Natalie
Jeszcze drogę swą wybierzesz, Natalie
Lecz gdy otrzesz pierwsze łzy
Tak jak teraz będę blisko, Natalie

*)https://www.youtube.com/watch?v=jIpf8yl0aV0&list=RDjIpf8yl0aV0#t=124

 

Dwulatek

Tak, tak…mój blog skończy jutro już 2 /słownie – dwa/ lata.
2 lata, a może 2 latka?
Wszystko jedno, ja wiem, że to szmat czasu, że 2 lata to przecież ponad 700 dni, a ile godzin… nawet nie próbuję zliczyć.
Ale policzyłam /sprawdziłam/ ile to wpisów na blogu… nie mniej, nie więcej to już 1008 pozycji, ten wpis będzie 1009.

Jak już wspominałam rok temu, pomysłodawcą i twórcą szaty graficznej bloga jest mój SYN. Ja sama nigdy bym nie wpadła na to, żeby gotować, piec, zapisywać przepisy i jeszcze robić zdjęcia i uwieczniać je dla zainteresowanych i … potomnych.

Nigdy w życiu nie podejrzewałam siebie, że kiedyś  dziedzina jaką jest kulinaria będzie moją pasją, nigdy…
Ja, umysł ścisły, raczej wolałam obchodzić kuchnię szerokim łukiem, no może jeszcze czasem coś upiec… ale gotować? A tu proszę…
Moja Mama zapewne patrzy teraz z góry, przeciera ze zdumienia oczy i trzymając się pod boki pokłada się ze śmiechu, jak to Jej córka nie musi przesiadywać w kuchni, bo wszystko za nią zrobi pomoc domowa… ha ha ha…ja takie właśnie miałam w młodości  wyobrażenia na temat moich relacji z kuchnią, gotowaniem itp.
Ale skoro nie dorobiłam się pomocy domowej i sama jestem takim 2 w 1, ba, może nawet 3 w 1, to co mi pozostało?

Ale ten blog to już sprawa … no, nie będę się powtarzać.
Teraz to moja wielka pasja, przyjemność, satysfakcja… wszystko co miłe i dobre w pigułce… Dziękuję Synu, że mnie do tego namówiłeś, jestem Ci wdzięczna i będę dozgonnie.
Zatem poświętujmy…

gify litery      gify cyfry

 

Kartka z kalendarza szalonej babci

Od rana jest podenerwowana.  Czeka na ważną wiadomość. Jej myśli krążą niczym odrzutowce, raz są tu, raz biegną tam, nie może ich okiełznać. Stara się czymś zająć, pomyśleć o czymś innym, ale nie, niesforne są wciąż przy niej, jak ta uparta, natrętna mucha.
Poddaje się więc i bezwolnie zmierza do pokoju, w którym stoi komputer. Włącza go, następnie otwiera skrzynkę mailową oraz gg.

W domu panuje cisza, wszechogarniająca, pracujący są w pracy, pies po porannym spacerze drzemie na swym posłaniu, tylko ona… nosi ją z kąta w kąt, ale telefon komórkowy oczywiście ciągle przy niej. Czeka…

Czas wlecze się niemiłosiernie, jak woda pod górę… dopiero dziewiąta? O rany, a co będzie dziś z obiadem? Najwyżej nie będzie, nie będzie przecież w takiej chwili zajmować się tak przyziemnymi sprawami, jak gotowanie… kto by myślał o jedzeniu w takim dniu?
ale dziadek… kto wie?

Na wszelki wypadek omija kuchnię szerokim łukiem, bo i po co ma jej przypominać, że może by zająć swe ręce czymś, co zmieni też orbitę jej myśli …
sprawdza komórkę, pocztę i wiadomości na gg… cisza…
więc ona znowu w podróż do stolicy… myślami… co się tam teraz dzieje?
e, no co ma się dziać, spokojnie, wszystko będzie dobrze…

Wskazówki zegara przesuwają się leniwie do przodu… a może coś z tym zegarem nie tak? biegnie, by sprawdzić godzinę na drugim, i na trzecim, i na następnym… wszędzie ten sam czas.
Szkoda, że już nie palę – myśli sobie… papieros pohamowałby emocje, uspokoił… ale niestety, to nie wchodzi to w rachubę…

Dochodzi dziesiąta… dlaczego taka cisza, dlaczego nie ma telefonu lub przekazanej w inny sposób wiadomości…
Myśli kołaczą się  po jej głowie,  odbijają się od ściany do ściany chyba pustej zupełnie czaszki… taka dudniąca cisza tam panuje…
Strasznie nie znosi czekania, zawsze woli być w środku, kiedy coś się dzieje, takie czekanie ją zabija…

Całe szczęście, że nikogo z nią nie ma… szczęście tych „nieobecnych” oczywiście… jest świadoma, jaka potrafi być w takich sytuacjach… nieznośna? no, delikatnie powiedziane…

A może są jakieś … nie, nie, wszystko będzie dobrze, musi być dobrze…
ale na wszelki wypadek biegnie przed wiszący na ścianie malutki obrazek Matki Boskiej z Dzieciątkiem…hm, jak trwoga to Boga…trochę tym onieśmielona szepcze…

Pod Twoją obronę uciekamy się do Ciebie
Święta Boża Rodzicielko,
naszymi prośbami nie racz gardzić…

A, i jeszcze do swojego patrona…
św. Ojcze Pio, nie proszę o siebie, ale czuwaj nad nimi…

Już lepiej, troszkę się uspokoiła.
Ociężale przesuwają się wskazówki zegara… dalsze pół godziny minęły, a tu nadal cisza w eterze…no to trzeba postawić w stan gotowości najbliższych…
Mamo, Tato,  jesteście tam bliżej, proście… bo mój głos widać nie dociera z daleka, pilnujcie, aby wszystko było w porządku…czuwajcie nad nimi
chwila skupienia i … dzwonek telefonu przerywa ciszę…

Już jest !!!  wszystko w porządku! Mama i córeczka czują się dobrze. Mała waży … mierzy…później zadzwonię… a, wyślę zdjęcie na skrzynkę….
to dzwonił przejęty bardzo swą nową rolą TATUŚ.

Jest 15 listopada, czwartek, godzina 10.46. Siedzi nadal przed komputerem, napięcie  schodzi z niej  bardzo  powoli… jak powietrze z nadętego do granic wytrzymałości balonu.
Dociera do niej wreszcie … jest BABCIĄ!
Tak, prawdziwą babcią, i to już po raz drugi w tym roku… czyli jest babcią 200-procentową.
Siedzi, ryczy jak bóbr, łzy jak grochy spływają po policzkach… Jest taka szczęśliwa.

W pośpiechu dziękuje Wszystkim wzywanym na pomoc, nikogo nie pomija, uśmiecha się do nich z wielką wdzięcznością, przepraszając równocześnie swoich Rodziców za to, że prośba skierowana do Nich była trochę… rozkazem? /wie, że rozumieli jej emocje i się nie gniewają/.
Później wchodzi na swoją skrzynkę mailową i odbieram pocztę, a tam…
jej  oczom ukazuje się śliczna kruszynka, o przeraźliwie jasno niebieskich oczkach…

* * * * * * *

Nie, nie, nie zostałam teraz ponownie babcią… Te wszystkie przeżycia to wspomnienia szalonej babci, które miały miejsce 7 lat temu, a ich sprawczynią był nie ktoś inny, tylko moja wnuczka, dziś już 7-letnia  gify imiona  Nie do wiary!


Bądź jasnym promieniem

dla tych, co słońca nie znają.
Żyj zawsze czynem – nigdy marzeniem
i niech Cię ludzie kochają.

Zdrowia, szczęścia, pomyślności,
w każdej chwili moc radości.
Niech Ci pachną kwiaty, drzewa
i niech wszystko „sto lat” śpiewa!

 Nie tylko życzenia
dla Ciebie mamy
również tysiąc całusów
bo Cię Kochamy!

gify buziaki