Oponki serowe z piekarnika

Oponki serowe to ja już niegdyś serwowałam, ale były smażone. Teraz, kiedy mam nieco „zdrowsze” spojrzenie na jedzenie, zrobiłam oponki w piekarniku czyli zamiast smażyć upiekłam je. Wprawdzie nieco się różnią smakiem /”nieco” to brzmi tak samo jak „prawie” i …robi różnicę/, ale czego nie robi się dla „zdrowotności”…

Składniki

2,5 szklanki mąki pszennej /ok. 420/
250 g sera białego półtłustego
2 łyżki kwaśnej śmietany 18%
1/2 szklanki cukru
1 jajko + 2 żółtka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka octu

Wykonanie

W dużej misce połączyć wszystkie suche składniki: mąkę, sodę, proszek do pieczenia i cukier. Dodać jajko oraz żółtka, śmietanę i ser zmielony lub przepuszczony przez praskę. Wszystko wymieszać, a następnie wyrobić na gładkie, elastyczne ciasto u mnie robot za pomocą haków/.

Wyrobione ciasto wyłożyć na stolnicę, rozwałkować je na grubość ok. 1-1,5 cm, wykrawać szklanką kółka, w środku wyciąć małą dziurkę.
Krążki układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w piekarniku nagrzanym do 180 st.C + włączony termoobieg przez ok. 8- 10 minut.

Po upieczeniu i ostudzeniu posypać cukrem pudrem.

Faworki z ciasta francuskiego

Faworki z ciasta francuskiego to coś dla mnie – człowiek się nie napracuje, kuchnia czysta, smakołyk bez tłuszczu, dietetyczny prawie, bez większej ilości kalorii, a chruściki są? są! tradycja podtrzymana? no a jakże! Zatem do roboty!!!
A „pracusiów” zapraszam na tradycyjne faworki w wersji smażonej:
Faworki Bajaderki – robione mikserem
Faworki, inaczej chrusty
Figlarne chruściki lane

Składniki

1 op. gotowego ciasta francuskiego
cukier puder do posypania

Wykonanie

Ciasto wyjąć z lodówki wcześniej i pozostawić, aby „złapało” temperaturę pokojową.
Rozwinąć płat ciasta, za pomocą radełka przekroić wzdłuż na pół, a następnie pokroić w paski szerokości 3-4 cm. Każdy pasek naciąć w środku i przełożyć jeden koniec przez otwór /tak jak się robi tradycyjne faworki z ciasta/.
Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w niedużych odstępach.
Piec w piekarniku nagrzanym do temp.180-200 st.C ok. 10-12 min. na złoty kolor.

inspirację znalazłam tutaj

Pączusie mini… całuśne

Podobają mi się te pączusie… jakoś od razu wpadła mi do głowy nazwa „całuśne”… nie potrafię uzasadnić dlaczego… a może powinnam je nazwać mini potworkami? każdy inny, w zależności od porcji ciasta wyłożonej na tłuszcz, wielkości łyżeczki, sposobu wyłożenia…można je również „naszprycować” miękką marmoladą, przy użyciu dekoratora i specjalnej końcówki do nadziewania.

Składniki

1 opakowanie serka homogenizowanego waniliowego 500 g
4 jajka
2 szklanki mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia

smalec + olej do smażenia

Wykonanie

Wszystkie składniki włożyć do miski i dokładnie zmiksować  mikserem lub wymieszać za pomocą trzepaczki rózgowej.

Na głęboką patelnię włożyć smalec i olej /dałam 2 kostki smalcu i trochę oleju/, rozgrzać.
Na wrzący olej wkładać – za pomocą małej łyżeczki, maczanej każdorazowo w tymże oleju – małe kuleczki ciasta i smażyć je z obu stron na rumiano.

Gorące pączusie wykładać na papierowy ręcznik celem osączenia z tłuszczu. Lekko ostudzone ewentualnie nadziać marmoladą  i posypać cukrem pudrem.

 

Figlarne chruściki lane

Zrobiłam je przy okazji, tak bardziej dla zabawy. Wyglądają zabawnie, mnie raczej przypominają… robale.. ..coś w rodzaju gumy do żucia dla dzieci /chyba to była guma?/. Przy ich przygotowaniu warto popisać się swą kreatywnością, można bowiem lejąc ciasto na patelnię tworzyć różne wzory, esy-floresy…ta czynność kojarzy mi się z kolei z Andrzejkami i laniem wosku… niektórzy w ten sposób robią też lane kluski /oczywiście z innego nieco ciasta/. Myślę, że przy ich jedzeniu frajdę też będą miały dzieci… a większe dzieci, także przy pomaganiu w ich smażeniu… ale tylko większe, starsze dzieci i pod nadzorem dorosłych – uwaga na gorący tłuszcz!
  

Składniki

250 g mąki pszennej
250 ml mleka
1 jajko
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
smalec+ olej do smażenia
 

Wykonanie

Składniki ciasta zmiksować. W razie potrzeby dodać nieco więcej mąki – ciasto ma być gęste, ale lejące.

Na głębokiej patelni rozgrzać tłuszcz. Przy użyciu lejka lub też butelki z odpowiednim „dziubkiem” wlewać ciasto na rozgrzany olej, tworząc wzory wg własnego pomysłu. Smażyć na rumiano z obu stron.
Ja robiłam to przy użyciu lejka – część z większym otworem, a część z mniejszym.

Oponki serowe

Nie było pączków w „tłusty czwartek” to będą oponki na zakończenie karnawału, na ostatki. Oponki są pyszne, puchate, zresztą jak też inne wypieki wg recepturki Ali.
oponki(1)

Składniki

1/2 kg sera półtłustego
1/2 kg mąki
1/2 szklanki cukru
4 żółtka
1 pełna łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka octu
1/4 litra kwaśnej śmietany
cukier waniliowy

olej do smażenia (do zimnego dodać mały kieliszek spirytusu)
cukier puder po posypania lub lukier cytrynowy

Wykonanie

Przesianą mąkę wysypać na stolnicę, dodać przepuszczony przez praskę ser, żółtka, cukier, śmietanę, sodę i ocet.
Zagnieść ciasto. Oprószyć delikatnie mąką, przełożyć na talerz.
Ucinać ciasto po kawałku, wałkować na grubość ok. 1-1,5 cm, wykrawać szklanką kółka, w środku wyciąć małą dziurkę.

Najlepiej zrobić wszystkie oponki, układając je na lekko oprószonej mąką desce. Wtedy smażenie idzie już bardzo sprawnie.

Wrzucać oponki na gorący tłuszcz, smażyć na złoty kolor.
Po usmażeniu posypać cukrem pudrem lub polukrować.

Faworki Bajaderki – robione mikserem

Kruchutkie, szybkie do wykonanie i co ważne – wykonane przy użyciu robota, który nas wyręczy z części prac.
Przepis – jak już nazwa wskazuje – jest autorstwa Bajaderki, a jej przepisy są zawsze strzałem w „10”. Podaję go wiernie, bez jakichkolwiek zmian.
Przepis źródłowy znajduje się tutaj.
Zapraszam też do skorzystania z innego przepisu na moim blogu – Faworki, inaczej chrusty.
faworki Bajaderki (3)

Składniki

8 żółtek
1 łyżka octu
1 łyżka rumu
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
2  łyżki cukru pudru
szczypta soli
2  łyżki miękkiego masła
2 łyżki gęstej kwaśnej śmietany
2 szklanki mąki

olej lub smalec do smażenia
faworki Bajaderki (2)

Wykonanie

Ubić żółtka z cukrem, dodać ocet, rum,  śmietanę i sól, ciągle ubijając. Dodać miękkie masło i ubijać, aż cale masło zostanie roztarte. Mąkę wsypywać stopniowo (czasami nie zużyje się całej ilości), aż do momentu kiedy powstanie elastyczne, dość zwarte ciasto. Wyjąć na stolnice, lekko wyrobić i podzielić na 5 części.
Każdą część wałkować bardzo cieniutko i kroić radełkiem lub nożem na paski szerokości 3-4 cm i długości 8-9 cm. W środku robić nacięcia i przewlekać.
Najlepiej robić faworki małymi porcjami, ponieważ szybko wysychają, a suche bardziej chłoną tłuszcz. Smażyć z obu stron w gorącym tłuszczu, do którego wlewamy na początku kieliszek spirytusu lub wódki. Usmażone faworki odsączyć na ręcznikach papierowych, a potem układać na talerzach i posypać cukrem pudrem.

Faworki, inaczej chrusty

By tradycji stało się zadość, są faworki. Zrobiłam nawet 2 rodzaje, drugie z piwem, ale te piwne jakieś niezbyt udane, zbyt chrupiące /czytaj – zbyt twarde wyszły/, stąd nie będę ich publikować i zamieszczam tylko jedne.

faworki

Składniki

1,5 szklanki mąki pszennej /+0,5 szklanki do posypywania/
4 żółtka
na czubek łyżeczki proszku do pieczenia /spora szczypta/
1 łyżka spirytusu lub octu
4 łyżki kwaśnej śmietany
1 łyżka miękkiego masła
1 łyżeczka cukru pudru

Wykonanie

Z wymienionych składników zagnieść ciasto /ma być elastyczne, o zwięzłej konsystencji/. Urywać po kawałku ciasta i wałkować bardzo cienko /prawie jak pergamin/, po czym wycinać radełkiem faworki i od razu wkładać na średnio gorący tłuszcz /tłuszcz jest odpowiedni kiedy wrzucony nań faworek od razu wypłynie na wierzch i przybierze złotawą barwę/.
Smażyć na złoty kolor. Usmażone i ostudzone posypać cukrem pudrem.
faworki

Uwagi:
– dobrze jest – czego ja nie robiłam – „wybić” ciasto wałkiem przez ok. 10 min. /hihihi, można dać upust nerwom na „chłopa”,  albo uwolnić się od zbytniej energii….
– podobno to „wybijanie” ciasta znakomicie zastąpi przemielenie ciasta przez maszynkę – trzeba to zrobić dwukrotnie, używając sitka o największych otworach

Powróćmy jak za dawnych lat

„Powróćmy jak za dawnych lat
w zaczarowany bajek świat.
Miłością swoją w piękną baśń
me życie zmień.

Za siódmym morzem, z dala stąd,
znajdziemy czarodziejski ląd
i szczęście da nam każda noc
i każdy dzień”.

Dziś od rana chodzi za mną ta piosenka… jej słowa, jej melodia..
co u licha, myślę sobie, kto ma wracać, do czego ten powrót, dlaczego akurat dziś?
Ale zaraz, zaraz, jakiś powód być musi, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Biorę do ręki kalendarz i nagle przychodzi olśnienie – przecież jutro popularne Katarzynki, za kilka dni Andrzejki…to czas tańców, hulanek, swawoli…

I tak samo nagle w ucho wpada mi inna melodia…

„Nie dla mnie sznur samochodów
Niech dalej jadą wprost przed siebie…

Nie dla mnie sezamy ulic
I kolorowych świateł gwiazdy
Nie dla mnie ta noc nad miastem…”

No fakt, nie da się ukryć – już nie dla mnie… ale czy to znaczy, że nie można też marzyć? Można! i trzeba!

„Pomarzyć bardzo dobra rzecz.
Ech, życie, życie nudne.
Pomarzyć bardzo dobrze jest,
w niedzielne popołudnie…”

A może zamiast marzyć, po prostu wsiąść do „pociągu byle jakiego”? albo jeszcze lepiej do wehikułu czasu?
Ja wsiadam „do karocy wspomnień” i udaję się w czasy przeszłe, prawie zamierzchłe, bo pół wieku wstecz… no, może nie do końca pół wieku, ale prawie, prawie…

Ależ to był okres, co prawda daleko mu było do karnawału, ale i tak, prawie tydzień tanecznego szaleństwa. W dzień św. Katarzyny /25 listopada/ panny już od rana przymierzały kiecki, robiły fryzury i inne upiększenia swej urody, aby na wieczór olśnić swego wybranka. A kiedy na celowniku jeszcze nikogo nie było, trzeba się było postarać jeszcze bardziej, żeby „coś” upolować, wszak partner do tańca był potrzeby aż do wieczoru Andrzejkowego, a jak dobrze się poukłada, to i na zabawę Sylwestrową będzie jak znalazł.

Nastrój zatem panował prawie podniosły, przy skocznej muzyce sączącej się z radia. Jedni byli podekscytowani wieczorem i „stanem posiadania”, inni zaś byli pełni nadziei, co też nieźle podnosiło adrenalinę.
A potem już „cała sala…”.

Ale w Andrzejkowy wieczór to się dopiero działo, bo to i tańce też były, ale do tego jeszcze wróżby. Co było przy tym zabawy, ile śmiechu, ile – płonnej czasem – nadziei, a wypieki na twarzach uczestników… to trzeba było widzieć.

Zaczynało się od losowania karteczek, z wypisanymi na nich imionami… wylosowane imię miało oznaczać imię przyszłego męża.
Potem w ruch szły buty… ustawiało się je gęsiego, jeden za drugim i potem buty zaczynały „marsz” w stronę wyjścia… czyj but pierwszy wyszedł za drzwi, ta  jego właścicielka pierwsza miała zmienić stan cywilny.
A potem lanie wosku… najlepiej przez dziurkę od klucza… i już wszystko wiadomo co nas czeka, czego się spodziewać…
No, były jeszcze talerzyki… trzy talerzyki ułożone do góry dnem, a pod każdym z nich „zapowiadacz” przyszłości…obrączka oznaczała zamążpójście, różaniec – zakon /klasztor/, zaś gałązka czegoś zielonego /symbolizowała rutę/ – staropanieństwo. Talerzyki za każdym razem były przemieszane i się wyciągało… a każdy chciał… no to chyba jasne – każdy z zapartym tchem liczył na obrączkę.
A potem, kiedy już wszyscy znali swą najbliższą, świetlaną przyszłość, tańce były do upadłego… no, nie dosłownie.
Ależ to był czas, szkoda, że się nie wróci, chociaż…

„Powróćmy jak za dawnych lat
w zaczarowany bajek świat.
I w życiu może zdarzyć się
cudowna baśń”.