A sio! a kysz! a kysz!

Udałam się dziś w małą podróż…podróż wspomnieniową po moim blogu, w poszukiwaniu choć śladu wiosny… I co? i tak jak pamiętałam, znalazłam!
Cztery lata temu uwieczniłam we wpisie A nie mówiłam?   dowody na to, że wiosna już w lutym była. Ba, oprócz tego, że moje „obserwatorium”, czyli widok z okna na wierzby rosnące przy ulicy, zwiastowały wówczas również jej nadejście, to piękne, kolorowe krokusy, przylaszczki i białe przebiśniegi były żywym tego dowodem.
Tak się przy tym rozmarzyłam i taka ogromna tęsknota ogarnęła mnie za moją ukochaną porą roku, że… a, szkoda gadać.
Bo cóż tu można powiedzieć, kiedy za oknem takie oto widoki:

Prowokacyjnie zakupiłam na początku miesiąca pierwiosnki…dwie doniczki…śliczne były, ale zdążyły już przekwitnąć, a wiosny jak nie było, tak nie ma. Może choć przetrwają same roślinki do czasu, kiedy można będzie je wysadzić na mojej działce /mam kilka takich egzemplarzy, ale nie zawsze się to udaje/.
Mało tego, „zapowiadacze” pogody straszą, że zima to dopiero przed nami.
Wszystko stanęło na głowie chyba. Oby tylko nie było jak w opowieści mojego Dziadka, który często wspominał, jak to w roku X /niestety, nie zapamiętałam w którym, ot skleroza/ 2 maja spadł śnieg „po kolana”.
Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Na przekór zimie i widokom za oknem kupuję co tydzień świeże tulipany i ustawiam je w wazonie…i patrzę tak na nie…i „udaję”, że to moje, z mojej działeczki… i co tydzień kupuję w innym kolorze, żeby było inaczej, różnorodnie, prawie tak jak u mnie w ogrodzie. Ot, takie małe oszustwo…

A może jednak w ten sposób wymuszę nadejście wiosny? A zima zrozumie, że już jej czas minął?
Zimo, a sio… a kysz! a kysz! odmaszerować!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*